niedziela, 3 marca 2013

(05) Rozdział piąty

 Niedawno przywitał nas wrzesień. Od rozmowy z Niallem miną już tydzień. Zapoznajemy się od początku i mam nadzieję, że nasze kontakty nie pójdą gdzieś w kąt. Niedługo są urodziny Niallera. Myślałam, że może będziemy mogli je spędzić tak jak kiedyś, czyli w niewielkim gronie (czytaj w czwórkę lub trójkę). Jednak wraz ze sławą chłopak znalazł też innych przyjaciół. Nie mogłam nic na to poradzić, przecież to jego życie i nie chcę wchodzić do niego butami. Chciałam kupić mu coś wyjątkowego, ale nie miałam pomysłu, bo w końcu czego mu jest brak? Po mich długich rozmyślaniach wiedziałam już co zrobię. Ubrana jak należy wyszłam z domu i udałam się do pobliskiej księgarni. Tylko, że ta pobliska księgarnia była tak blisko, iż w jedną stronę szło się tam jakieś pół godziny. Ale co tam świeży spacerek dobrze mi zrobi. Na nogi złożyłam czarne, zamszowe botki za kostkę. Na siebie założyłam płaszcz, a na ramieniu przewiesiłam torebkę listonoszkę w której znajdowały się te potrzebne jak i nie potrzebne rzeczy. Wyszłam na dwór i zakluczyłam drzwi. Zobaczyłam panią Maurę jak pakowała walizki do samochodu. Słyszałam jak Niall mówił, że jedzie gdzieś odpocząć na kilka dni. Uśmiechnęłam się w duchu, że nie będzie jej jutro podczas urodzin chłopaka. Szłam w kierunku księgarni mając na uszach słuchawki. Miałam ciągłe wrażenie jakby mnie ktoś śledził. Odwracałam się, ale nikogo nie widziałam. Myślałam, że to moja wyobraźnia płatała takie figle. Doszłam do księgarni i od razu uderzył we mnie zapach tych nowych, nieużywanych książek. Kochałam to. Wzięłam koszyk i zaczęłam powoli chodzić po przedziałach. Znalazłam to co chciałam. Była to książka lub album nie wiem jak to nazwać formatu A4. Otwierała się poziomo i w środku miała specjalne uchwyty na zdjęcia. Idąc z nią do kasy wrzuciłam jeszcze klej w razie gdyby się zdjęcia nie chciały trzymać i jeden blok rysunkowy. Pewnie gdzieś tam na strychu to było, ale kartki pewnie pożółkły już ze starości, a klej zasechł. Zapłaciłam za wszystko i wyszłam. Od razu uderzyła we mnie fala zimnego powietrza. Postawiłam kołnierzyk od kurtki, a na głowę naciągnęłam kaptur. Nie chciało mi się wracać pieszo do domu więc skorzystałam z autobusu. Weszłam do środka i zapłaciłam należne przewoźnikowi. Usiadłam gdzieś tak po środku autobusu. W środku była jakaś pani już dobrze po sześćdziesiątce, a z tyłu siedziało jakiś dwóch chłopaków, którzy głośno rozmawiali po francusku. Przysłuchiwałam się im. Wiem może to nie ładnie, ale jakoś tak wyszło, a że znałam ten język co prawda nie idealnie, ale znałam no to słuchałam. Najpierw była gadka o jakimś meczu co leciał w TV, a potem tak nagle zeszli z tematu i zaczęli parszywie kogoś obgadywać. Po kilku minutach mogłam stwierdzić, że rozmawiają o mnie. Nie powiem było mi smutno, że mnie tak oceniają. To prawda nie byłam wytworem jakiejś pięknej modeli czy coś, nie wyglądałam też szałowo, ale to było idiotyczne, że oceniają mnie po wyglądzie w ogóle mnie nie znając. Zdenerwowana już tym wszystkim wstałam i podeszłam do drzwi. To co, że jeszcze dwa przystanki do mojego domu. Nie mogłam dalej tego wysłuchiwać. Kiedy otworzyły się drzwi, spojrzałam na ową dwójkę i rzuciłam im smutne spojrzenie po czym wysiadłam. Do domu zaszłam za niecałe 10 minut. Weszłam do środka rozebrałam się i poszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić sobie obiad. Nie chciało mi się zbytnio nic robić dlatego też obrałam ziemniaki, pokroiłam je na cienkie paski i wstawiłam do piekarnika. Mam nadzieję, że ich nie spalę, zresztą znowu. Kiepska była ze mnie kucharka. Nie potrafiłam gotować ciepłych dań i ogółem dań. Najlepiej zawsze mi wychodziły ciasta. Do tego miałam dryg. Stojąc przy umywalce miałam doskonały widok na posesję Niall'a. Widziałam jak z kimś wychodził. Dostrzegłam, że to ci sami kolesie co w tym autobusie. Myślałam, że zejdę na zawał kiedy okazało się, że idą w moim kierunku. Rzuciłam wszystko co miałam w ręce i poszłam natychmiast zakluczyć dzrwi. Jednak się nie wyrobiłam, bo do środka wpadł Horan wraz z tymi dwoma. Czasami żałowałam, że pozwoliłam mu tak wchodzić bez pukania do mojego domu.
- O Sami wybierałaś się gdzieś? - spojrzał na mnie pytająco chłopak.
- Co nie ja tylko... - rozejrzałam się dookoła - chciałam wziąć z kieszeni kurtki mój telefon. - uff to mi się udało.
- Ty, ty płakałaś? - powiedział zdziwiony kiedy nasze spojrzenie się spotkało.
- Co? Że ja płakałam? Nie, ja tylko kroiłam cebulę, bo była mi potrzebna do ziemniaków. - znowu skłamałam i nie czułam się z tym najlepiej.
- A no to ok. - jak dobrze, że łyknął haczyk. - Chcę ci przedstawić moich dwóch kolegów. Pozostała jeszcze nie zdążyła dotrzeć - zaśmiał się, a za nim pojawiło się tych dwóch co spotkałam ich w autobusie. - To jest Harry - wskazał dłonią na chłopaka, który był dość wysoki. Nawet zbyt wysoki. - A to jest Zayn - tym razem wskazał na czarnowłosego. - A to jest Samantha - tym razem wskazał na mnie. - moja stara przyjaciółka.
- No co ty stara to ona taka nie jest. - zaśmiał się zielonooki.
-Dziękuję za komplement. - wywróciłam oczami - Wchodźcie. - machnęłam ręką zapraszając ich tym samym do środka.
 Jestem na nich zła ze to co mówili o mnie, ale nie wyrzuciłabym ich wiedząc już, że to są dobrzy znajomi Niall'a. Poszłam do kuchni i wyłączyłam piekarnik. Wiedziałam, że z mojego jedzenia wyjdą nici.
- Wiesz co? - powiedział Niall wchodząc za mną do kuchni. - Ja chciałem się tylko spytać czy na pewno jutro przyjdziesz.
- Na 100% - odpowiedziałam.
- Na 100%? - spytał.    
-Tak na 100% - uśmiechnęłam się.
-To dobrze ja chciałem się tylko upewnić. - uśmiechnął się ukazując swój aparat na zęby. - To my się będziemy zbierać, bo musimy coś jeszcze załatwić. To do jutra?
- Tak do jutra. - zachichotałam.
-No to ok, pa. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Pa. - odpowiedziałam kiedy już zniknął za rokiem.
Słyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Westchnęłam i wyjęłam jedzenie z piekarnika. Jak zwykle trochę jedzenie mi się zwęgliło. Ale nic zjadłam i takie. Po skończonym posiłku spojrzałam na zegarek. Było już po 18. Poszłam do przedpokoju, chwyciłam za reklamówkę i pobiegłam na górę, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Weszłam na strych i zapaliłam światło. Było bardzo słabe, ale dało się jeszcze widzieć. Otworzyłam  kufer i znalazłam tam wszystkie pamiątki związane z naszą przyjaźnią. Wzięłam się za robienie tego albumu. Skończyłam go jakoś po 22. Zeszłam na dół i dosłownie rzuciłam się na łóżko. Nie był to dobry pomysł ponieważ przywaliłam głową o zagłówek. Zaczęłam jęczeć z bólu, jednak po chwili masowania obolałego miejsca zasnęłam ze zmęczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz